10.09.2012

Macie nowy rozdział. Następny już w sobotę. Miłego czytania!

Beta: P.

***

10 września 2012

Rozdział 3

,,Nabór''


Przyjaźń podwaja radość, a o połowę zmniejsza przykrości.
Francis Bacon


   Od tamtego szlabanu minęło już dwa tygodnie, a Huncwoci w tym czasie zdążyli zarobić sześć kolejnych. “Pod tym względem nic się nie zmieniło” – powiedziała Dorcas pewnego poranka. Każdy musiał przyznać jej rację.
   Znajomość na linii Evans–Potter ograniczała się obecnie tylko do wymianie powitań przy większości spotkań:
   – Witaj, Evans.  
   – Dobry, Potter.
   Ku uciesze ich przyjaciół, te stosunki wydawały się ocieplać:
    Cześć, James.
   – Siemasz, Lily.
   Jednak dalej nie padły ani słowa “Przepraszam cię”, czy “Zostańmy przyjaciółmi”. Nie dało się ukryć, że ci dwoje patrzyli na siebie maślanymi oczami, a dziewczęta wraz z Huncwotami zostawiali ich samych tak często, jak to było możliwe mając nadzieję, że to rozplącze im języki. Niestety nie przynosiło to żadnego skutku. Syriusz Black obawiał się tego, że na jakiś czas tak już pozostanie, aż do dnia naboru do gryffindorskiej drużyny quidditcha. Szczerze powiedziawszy, Evans nie miała ochoty spędzać dnia siedząc na trybunach i udając, że bawi ją to, co się dzieje na boisku, ale uległa namowom Dorcas, która koniecznie chciała zobaczyć popisy chłopaków na miotle. Oczywiście Lily nie miała zamiaru przyznawać się do tego, że skrycie chciała być na trybunach i obserwować nabór, głównie ze względu na czarnowłosego okularnika, więc udając obojętność postanowiła ‘z łaski swej’, jak to Mary określiła, ulec. Kolejnym argumentem, jaki użyła Meadowes w swej niezwykle ciekawej przemowie była Marlena McKinnon – ich koleżanka.
   A jest to bardzo ładna blondynka zamieszkująca sąsiednie dormitorium, z którą zaprzyjaźniły się w czwartej klasie, kiedy to wszystkie odrabiały razem szlaban, wrobione przez Huctwotów.


   Dzień był na tyle wietrzny, aby zniechęcić większość uczniów domu Godryka. Wśród kibiców ostali się jedynie najwytrwalsi maniacy quidditcha oraz największe przedstawicielki fanklubu Pottera & Blacka. Oprócz nich, trybuny okupowały jedynie dziewczęta oraz Remus i Peter. Każdy oczekiwał na rozpoczęcie eliminacji.
   James pięć minut po czasie wyszedł z szatni wraz z Łapą, w ręku trzymając listę zapisanych kandydatów. Na murawie przed nim stała spora gromadka młodych zawodników. Zapowiadał się niezwykle ciekawy dzień.
   – Dobrze, nie będę się bawił w odczytywanie listy – zaczął – bo to nie ma sensu. Po prostu odczytuję nazwisko, a ta osoba ma się stawić przede mną. Zaczynamy od obrońców. Brian White… no i jeszcze Olivia Frost.
Wspomniana dwójka pojawiła się przed kapitanem drużyny, który odhaczył ich nazwiska na liście.
   – Sprawa jest prosta. Macie bronić swoich pętli. Przy okazji sprawdzę tak każdego, więc oszczędzę nam wszystkim czasu i podzielę was na drużyny. Kandydaci na ścigających: Syriusz Black, Amanda Stennson i Daniel Grant grają z Brianem. Jako pałkarzy wezmę, powiedzmy, Janice Cameron oraz Rachel Kamińską, swoją drogą, to jakieś obce nazwisko? – zapytał, ale zreflektował się po chwili. – Po stronie Olivii zagra Derick Johnson, Marlena McKinnon i Oliver Bartemiusz Walace II, pałkarzami będą Corrine Emmelina Kirschner i Paul Walker. Macie pokazać na co was stać. Wybiorę najlepszych. Pozostałych, czyli Dominica i Charlesa zapraszam na ławkę, kiedy uznam za stosowne, zmienię was z kimś z drużyn. Wszystko jasne? – zapytał, kiedy każdy już mniej więcej wiedział z kim gra. Usłyszał chóralne ‘TAK’ i zaklasnął. – No to jazda! Otworzył skrzynkę ze sprzętem i wypuścił kafla oraz tłuczka. Gra się rozpoczęła.
   Od samego początku było wiadome, że w tym roku trafili się świetni kandydaci. Poziom był bardzo wysoki. Wzrok Lily nie nadążał za kaflem. W tym momencie posiadała go McKinnon, która lawirowała w powietrzu zgrabnie omijając lecącego w nią tłuczka. Niestety po chwili straciła “piłkę’’ na rzecz Syriusza, który podał go do Amandy. Ta nie zdecydowała się na ryzyko i nie podała go osłanianemu Grantowi, lecz pomknęła w kierunku pętli. Każdy był pewien, że będzie strzelać, lecz w ostatnim momencie zastosowała znakomity manewr Farmedesa i oddała kafla Blackowi, który zakończył akcję efektownym strzałem uchylając się o włos przed tłuczkiem posłanym przez Corrine. Przez trybuny podniósł się aplauz dla znakomitego ścigającego.
   Potter z uśmiechem na twarzy zapisywał nazwisko Syriusza na ostatecznej liście. Był z tego faktu bardzo zadowolony. Od samego początku wiedział, że czarnowłosy się dostanie.
   Kiedy piłka była już po stronie aktualnie przegrywających, napięcie wzrosło. Derick Johnson był w posiadaniu kafla i mknął jak strzała w kierunku obrońcy, kiedy Rachel z całej siły uderzyła w jego stronę tłuczka. Nie chybiła, gdyż ten uderzył go w ramię. Derick nie spadł co prawda, ale jego drużyna musiała pogodzić się ze stratą kafla. Kapitan przeczesał włosy palcami i z radością wpisał kolejne nazwisko na listę. Był przeogromnie ucieszony faktem, iż Johnson może ucierpieć.
   W ferworze rywalizacji nie dało się zliczyć brawurowych akcji, niesamowitych obron i znakomitych strzałów. Ruda w życiu nie przypuszczała, że quidditch może być taki  ciekawy. Na miejscu Pottera nie potrafiłaby się zdecydować na wybór drużyny. W końcu tylko nieliczni się wyróżniali na tle innych. Wszyscy wiedzieli doskonale, po co tutaj są. Z zamyślenia wyrwało ją szturchnięcie przez Dorcas, która wskazała jej lądujących zawodników. Przecież to jeszcze nie był koniec! Wstała i kierując się za resztą, pognała na dół przez schody.

   – Jak to “mam zejść’’? – darł się Derick. – Przecież nie zdążyłem się rozkręcić!
   – Widziałem już co potrafisz, daj zagrać innym. Nie popisałeś się – stwierdził James.
    Johnson oburzył się.
   – Jestem dobry, więc nie widzę powodu, dla którego miałbyś mnie ściągać z boiska.
    – Przymknij się. Nie licz nawet na miejsce w drużynie.
   – Niby czemu? – Blondwłosy założył ręce na piersi i podszedł do okularnika. Był tak wysoki jak on. Mierzyli się krótką chwilę wzrokiem.
   –  Bo nie jesteś wystarczająco dobry! – warknął Rogacz i odepchnął ścigającego od siebie.
   – Nie, idioto. To TY NIE JESTEŚ wystarczająco dobry dla niej. – Derick wskazał ręką na Lily, która przyglądała się całemu zdarzeniu.
   – Przynajmniej nie jestem takim dupkiem jak ty!
    – Jak śmiesz… – zaczął i rzucił się na Pottera, okładając go pięściami. Upadli na murawę, nie przerywając walki. Chwilę później to James był na górze i próbował rozkwasić Johnsonowi nos. Evans z przestrachem stwierdziła, że nikt nie próbuje ich rozdzielić, ba, nawet Syriusz krzyczał zawzięcie ,,Do booooju, Poooootteeeeeeer!”, więc postanowiła sama działać. Wyjęła różdżkę.
   DRĘTWOTA!
   Krzyki umilkły, a uczniowie wpatrywali się to w Evans, która trzęsła się cała ze zdenerwowania, to na winnych, którzy cali byli w błocie, pocie i krwi.
   – Wy! Jesteście cholernie PORĄBANI! – wrzasnęła i pobiegła w stronę zamku, zostawiając rozchodzące się towarzystwo same.

#

   – Jak w ogóle mogłam pomyśleć, że on się zmienił, jak mogłam chcieć… UGH! – Lily chodziła po dormitorium w tę i z powrotem, kiedy Dorcas malowała paznokcie, Mary czytała jakieś pismo dla czarodziejek, a Emmelina pisała list do rodziców.
   – Wiesz co, nie powinnaś się tak przejmować. Olej ich! – powiedziała blondynka. – Jesteśmy w Hogwarcie! Powinniśmy się z tego cieszyć, a nie martwić się bójkami.
      – Czemu nie pójdziemy do pokoju wspólnego? Nie chce mi się tutaj siedzieć… – zaczęła panna Vance.
   – Dobry pomysł! Lily, weź z łaski swojej i wysusz mi paznokcie. Podoba wam się ten czerwony odcień?

   W pokoju wspólnym siedziało jedynie kilka osób, z powodu właśnie trwającej kolacji, na którą dziewczyny się nie udały – wciąż miały zapasy jedzenia i słodyczy po ostatniej wycieczce do kuchni i nie czuły głodu.
   Evans leżała rozwalona na kanapie i plotła warkocze Emmelinie, która siedziała na puszystym dywanie. Dorcas również siedziała na ziemi i zajmowała się paznokciami przyjaciółki. Wszystkie trzy rozmawiały o zbliżającym się wyjściu do Hogsmeade. Mary natomiast ulotniła się do swojego nowego chłopaka, a McKinnon gdzieś wyparowała.
   Nawet nie zauważyły, kiedy do pomieszczenia weszli wracający z kolacji Huncwoci, którzy zanosili się śmiechem. Oczywiście udali się w stronę dziewczyn. Syriusz, który był wielce niezadowolony z faktu, iż kanapa była zajęta uniósł nogi Lily i usiasł sobie, nie zrażając się jej protestem.
   – DOBRY WIECZÓR, MOJE PANIE! – krzyknął na cały głos. Remus zatkał uszy i usiadł w fotelu, a Peter zajął drugi. A James… James się wahał między ucieczką do dormitorium, z dala od Evans, a byciem blisko niej. Postanowił jednak usiąść na podłodze i zaczął wpatrywać się uparcie w kominek. Byle by na nią nie patrzeć!
   – BLACK! Nie drzyj się tak z łaski swojej. – powiedziała Lily i ułożyła nogi na jego kolanach. Nie miała zamiaru ruszać się z kanapy, choćby i za cenę znoszenia jego obecności.
   – Ała! Lily, za mocno ciągniesz – zaprotestowała Emmelina ze skrzywionym wyrazem twarzy.
    – Sorki.
   Rozmowa chwilowo ucichła, a każdy zajął się swoimi sprawami.
   Co nie umknęło uwadze Łapy, jakiś uczeń bezczelnie gapił się na Dorcas i szczerzył zęby, a ona to jeszcze ODWZAJEMNIAŁA! Sytuacja ta trwała już dobre kilka minut, więc i Lily, jak podczas oglądania meczu ping ponga, przenosiła wzrok to na Dorcas, to na Syriusza. Sam chłopak w tym momencie czuł coś, co nazywa się potocznie zazdrością, ale nie, nie, nie, nie, nie! Do tego przyznać się nie mógł.   Postanowił więc odwrócić uwagę dziewczyny, od tego… chłopaka, który tak niesamowicie go wkurzał swoją obecnością.
   W jednej sekundzie pod pretekstem zajęcia kanapy położył się na Lily i zepchnął ją z łóżka. Dziewczyna z łoskotem wpadła na Emmelinę, a Vance wylądowała na Dorcas, która szukając deski ratunku złapała Pottera i pociągnęła go w dół. Sprawca zdarzenia, zaczął zanosić się śmiechem. Stanął na siedzeniu i rzucił się na przyjaciół.
   – Robimy naleśnika! Kto się dołącza?! – krzyknął.
   Jedynym odzewem był zachwyt jego fanek, które postanowiły do niego dołączyć, lecz nie zdążyły, gdyż podnoszący się Potter zaburzył równowagę Syriusza. Lily wstała cała czerwona i zaczęła rozmasowywać sobie nadgarstki. Jej mina wyrażała wściekłość, ale nie taką, jaką emanowała Dorcas, której krzyk zagłuszył wszystko inne:
   – BLACK! – Meadowes zaczęła zbliżać się do chłopaka z nieodgadnionym (chłopak powiedziałby, że szatańskim!) wyrazem twarzy. W pierwszym odruchu chciał ją przytulić, ale instynkt przetrwania wziął górę, więc Syriusz wziął nogi za pas i postanowił uciekać przed dziewczyną w koło pokoju wspólnego.
    Wszyscy oglądali ich poczynania ze śmiechem.
   – Pasują do siebie, prawda? – Remus Lupin poczuł, jak bok jego fotela ugina się pod ciężarem rudowłosej. Posłał jej zmęczony uśmiech.
   – Jeszcze o tym nie wiedzą – stwierdził, a Lily pokiwała głową.
   – Są dumni i uparci – potwierdziła.
   Lunatyk wybuchnął śmiechem, co nie uszło uwadze Jamesa, który wpatrywał się w nich z ciekawością.
   – Tak samo jak ty i Rogacz – powiedział Lunio konspiracyjnym szeptem. – Wy też do siebie pasujecie.
    – Przesadzasz – Evans zaczęła się histerycznie śmiać, czego efektem było zakrztuszenie się własną śliną. Chłopak poklepał ją opiekuńczo po ramieniu. Dziewczyna ogarnęła się i z miną wyrażającą smutek, zapytała: – Tak uważasz? Dobra, chodzi o to, że ja… Ja powinnam go przeprosić, prawda? Do tego pijesz?
   Jej rozmówca wzruszył ramionami.
   – Ty sama powinnaś wiedzieć, czego chcesz… A jeśli pragniesz zgody z Rogaczem, już nie mówiąc o wszystkim innym, to tak, powinnaś to zrobić.
   – Ale to niczego nie zmieni… – powiedziała cicho.
   – Wszystko się zmienia. – Uśmiechnął się szeroko.    
   – Wiesz, Remus, dziękuję ci – Evans objęła go przyjacielsko, po czym uśmiechnęła się do Jamesa, który zamrugał zaskoczony i usiadła z powrotem na kanapie.

   Lupin westchnął i wrócił do swojej gazety, wciąż z wygięty lekko do góry kącikami ust. Przecież wszystko było, jakby na to obiektywnie spojrzeć, bardzo proste! Tylko jego przyjaciele byli zbyt dumni, uparci czy pewni siebie, żeby wyciągnąć rękę na zgodę, czy powiedzieć, co czują. Musiał to przyznać, sam też nie potrafił się otworzyć przed jakąś dziewczyną. Tylko, że on, w przeciwieństwie do np. Syriusza, był skreślony na starcie przez jego futerkowy problem. Remus zamiast pozwalając sobie na odrobinę szaleństwa, musiał trzymać uczucia uwięzione na łańcuchu. Chodził czasem na pojedyncze randki, ale nie mógł się przywiązać do żadnej poznanej dziewczyny. W końcu zaczęłaby pytać o jego comiesięczne wyjazdy. Co miałby jej powiedzieć? Prawdę? Żeby uciekła z krzykiem, nazywając go potworem, którym zresztą był? Wolał się nie przekonywać na własnej skórze jak to jest cierpieć z powodu miłości. Spojrzał na Petera, który w skupieniu żuł swoją kanapkę. Jego przyjaciele. Tylko oni się nie odwrócili od niego, Remusa Lupina, wilkołaka, który raz na miesiąc zamieniał się w krwiożerczą bestię. Przeniósł wzrok na Lily rozmawiającą wesoło z Emmeliną. One o niczym nie wiedziały. Skąd mógł wiedzieć, czy nie odwrócą się od niego, kiedy tylko się dowiedzą? Nie mogły się dowiedzieć. Lunatyk za dużo już w życiu stracił przez swoją przypadłość, żeby miał jeszcze znosić pełne wyrzutu czy obrzydzenia spojrzenia. Księżyc powoli zamieniał się w piłkę. Za parę dni czekała go kolejna pełnia. Kolejny wyjazd do chorej mamy. Na ramieniu poczuł rękę Jamesa, który jakby czytając mu w myślach, powiedział najpowszechniejsze kłamstwo na świecie: Wszystko będzie dobrze. Chciał, żeby tak właśnie było.
   Jego rozmyślania przerwał krzyk Syriusza, który potknąwszy się o nogę krzesła upadł na podłogę, a Dorcas zaraz za nim.
   – No, no! – oświadczył  Black, zadowolony z pozycji w jakiej się znajdował. – Nie wiedziałem, że aż tak na mnie lecisz.
   PLASK.
   Pokój wspólny zatrząsł się od śmiechu ponownie. Meadowes wstała i pociągnęła dziewczyny za sobą do dormitorium.
   Łapa złapał się za piekący policzek.
   – Jest już moja – oświadczył dobitnie i usiadł koło Pottera.
   – Akurat – prychnął Peter. Huncwoci zaśmiali się.


 
BETOWAŁA: P.

Mamy trzeci rozdział. Jak obiecałam - jest Remus, może nie tyle, ile oczekiwaliście, ale jestem całkiem zadowolona z fragmentu z jego udziałem. Stopniowo będę zwiększać jego dawkę. Pierwszy tydzień szkoły tak mnie zmęczył, że czuję się jakbym chodziła nie tydzień, a kilka miesięcy. Przez ten weekend głównie spałam, a przez Pannę Wenę (a raczej to, że poszła zaszaleć na miasto) nie byłam w stanie napisać nawet słowa. Czekam, aż ta blokada mi minie i biorę się ostro do pracy. 

Buziaki!