,,Nabór''
Przyjaźń podwaja radość, a o połowę zmniejsza przykrości.
Francis Bacon
Od tamtego
szlabanu minęło już dwa tygodnie, a Huncwoci w tym czasie zdążyli zarobić sześć
kolejnych. “Pod tym względem nic się nie zmieniło” – powiedziała Dorcas pewnego
poranka. Każdy musiał przyznać jej rację.
Znajomość na
linii Evans–Potter ograniczała się obecnie tylko do wymianie powitań przy
większości spotkań:
– Witaj, Evans.
– Dobry, Potter.
Ku
uciesze ich przyjaciół, te stosunki wydawały się ocieplać:
– Cześć,
James.
– Siemasz, Lily.
Jednak
dalej nie padły ani słowa “Przepraszam cię”, czy “Zostańmy przyjaciółmi”. Nie
dało się ukryć, że ci dwoje patrzyli na siebie maślanymi oczami, a dziewczęta
wraz z Huncwotami zostawiali ich samych tak często, jak to było możliwe mając
nadzieję, że to rozplącze im języki. Niestety nie przynosiło to żadnego skutku.
Syriusz Black obawiał się tego, że na jakiś czas tak już pozostanie, aż do dnia
naboru do gryffindorskiej drużyny quidditcha. Szczerze powiedziawszy, Evans nie
miała ochoty spędzać dnia siedząc na trybunach i udając, że bawi ją to, co się
dzieje na boisku, ale uległa namowom Dorcas, która koniecznie chciała zobaczyć
popisy chłopaków na miotle. Oczywiście Lily nie miała zamiaru przyznawać się do
tego, że skrycie chciała być na trybunach i obserwować nabór, głównie ze
względu na czarnowłosego okularnika, więc udając obojętność postanowiła ‘z
łaski swej’, jak to Mary określiła, ulec. Kolejnym argumentem, jaki użyła
Meadowes w swej niezwykle ciekawej przemowie była Marlena McKinnon – ich
koleżanka.
A jest
to bardzo ładna blondynka zamieszkująca sąsiednie dormitorium, z którą
zaprzyjaźniły się w czwartej klasie, kiedy to wszystkie odrabiały razem
szlaban, wrobione przez Huctwotów.
Dzień był na
tyle wietrzny, aby zniechęcić większość uczniów domu Godryka. Wśród kibiców
ostali się jedynie najwytrwalsi maniacy quidditcha oraz największe
przedstawicielki fanklubu Pottera & Blacka. Oprócz nich, trybuny okupowały
jedynie dziewczęta oraz Remus i Peter. Każdy oczekiwał na rozpoczęcie eliminacji.
James pięć
minut po czasie wyszedł z szatni wraz z Łapą, w ręku trzymając listę zapisanych
kandydatów. Na murawie przed nim stała spora gromadka młodych zawodników.
Zapowiadał się niezwykle ciekawy dzień.
– Dobrze, nie będę się bawił w odczytywanie
listy – zaczął – bo to nie ma sensu. Po prostu odczytuję nazwisko, a ta osoba
ma się stawić przede mną. Zaczynamy od obrońców. Brian White… no i jeszcze
Olivia Frost.
Wspomniana dwójka pojawiła się przed
kapitanem drużyny, który odhaczył ich nazwiska na liście.
– Sprawa jest prosta.
Macie bronić swoich pętli. Przy okazji sprawdzę tak każdego, więc oszczędzę nam
wszystkim czasu i podzielę was na drużyny. Kandydaci na ścigających: Syriusz
Black, Amanda Stennson i Daniel Grant grają z Brianem. Jako pałkarzy wezmę,
powiedzmy, Janice Cameron oraz Rachel Kamińską, swoją drogą, to jakieś obce
nazwisko? – zapytał, ale zreflektował się po chwili. – Po stronie Olivii zagra
Derick Johnson, Marlena McKinnon i Oliver Bartemiusz Walace II, pałkarzami będą
Corrine Emmelina Kirschner i Paul Walker. Macie pokazać na co was stać. Wybiorę
najlepszych. Pozostałych, czyli Dominica i Charlesa zapraszam na ławkę, kiedy
uznam za stosowne, zmienię was z kimś z drużyn. Wszystko jasne? – zapytał,
kiedy każdy już mniej więcej wiedział z kim gra. Usłyszał chóralne ‘TAK’ i
zaklasnął. – No to jazda! Otworzył skrzynkę ze sprzętem i wypuścił kafla oraz
tłuczka. Gra się rozpoczęła.
Od
samego początku było wiadome, że w tym roku trafili się świetni kandydaci.
Poziom był bardzo wysoki. Wzrok Lily nie nadążał za kaflem. W tym momencie
posiadała go McKinnon, która lawirowała w powietrzu zgrabnie omijając lecącego
w nią tłuczka. Niestety po chwili straciła “piłkę’’ na rzecz Syriusza, który
podał go do Amandy. Ta nie zdecydowała się na ryzyko i nie podała go
osłanianemu Grantowi, lecz pomknęła w kierunku pętli. Każdy był pewien, że
będzie strzelać, lecz w ostatnim momencie zastosowała znakomity manewr
Farmedesa i oddała kafla Blackowi, który zakończył akcję efektownym strzałem uchylając
się o włos przed tłuczkiem posłanym przez Corrine. Przez trybuny podniósł się
aplauz dla znakomitego ścigającego.
Potter
z uśmiechem na twarzy zapisywał nazwisko Syriusza na ostatecznej liście. Był z
tego faktu bardzo zadowolony. Od samego początku wiedział, że czarnowłosy się
dostanie.
Kiedy piłka
była już po stronie aktualnie przegrywających, napięcie wzrosło. Derick Johnson
był w posiadaniu kafla i mknął jak strzała w kierunku obrońcy, kiedy Rachel z
całej siły uderzyła w jego stronę tłuczka. Nie chybiła, gdyż ten uderzył go w
ramię. Derick nie spadł co prawda, ale jego drużyna musiała pogodzić się ze
stratą kafla. Kapitan przeczesał włosy palcami i z radością wpisał kolejne
nazwisko na listę. Był przeogromnie ucieszony faktem, iż Johnson może
ucierpieć.
W
ferworze rywalizacji nie dało się zliczyć brawurowych akcji, niesamowitych
obron i znakomitych strzałów. Ruda w życiu nie przypuszczała, że quidditch może
być taki ciekawy. Na miejscu Pottera nie potrafiłaby się zdecydować na wybór
drużyny. W końcu tylko nieliczni się wyróżniali na tle innych. Wszyscy
wiedzieli doskonale, po co tutaj są. Z zamyślenia wyrwało ją szturchnięcie
przez Dorcas, która wskazała jej lądujących zawodników. Przecież to jeszcze nie
był koniec! Wstała i kierując się za resztą, pognała na dół przez schody.
– Jak to “mam zejść’’? –
darł się Derick. – Przecież nie zdążyłem się rozkręcić!
– Widziałem już co
potrafisz, daj zagrać innym. Nie popisałeś się – stwierdził James.
Johnson
oburzył się.
– Jestem dobry, więc nie
widzę powodu, dla którego miałbyś mnie ściągać z boiska.
– Przymknij się. Nie
licz nawet na miejsce w drużynie.
– Niby czemu? –
Blondwłosy założył ręce na piersi i podszedł do okularnika. Był tak wysoki jak
on. Mierzyli się krótką chwilę wzrokiem.
– Bo nie jesteś
wystarczająco dobry! – warknął Rogacz i odepchnął ścigającego od siebie.
– Nie, idioto. To TY NIE
JESTEŚ wystarczająco dobry dla niej. – Derick wskazał ręką na Lily, która
przyglądała się całemu zdarzeniu.
– Przynajmniej nie
jestem takim dupkiem jak ty!
– Jak śmiesz… – zaczął i rzucił się
na Pottera, okładając go pięściami. Upadli na murawę, nie przerywając walki.
Chwilę później to James był na górze i próbował rozkwasić Johnsonowi nos. Evans
z przestrachem stwierdziła, że nikt nie próbuje ich rozdzielić, ba, nawet
Syriusz krzyczał zawzięcie ,,Do booooju, Poooootteeeeeeer!”, więc
postanowiła sama działać. Wyjęła różdżkę.
– DRĘTWOTA!
Krzyki umilkły, a uczniowie
wpatrywali się to w Evans, która trzęsła się cała ze zdenerwowania, to na
winnych, którzy cali byli w błocie, pocie i krwi.
– Wy! Jesteście
cholernie PORĄBANI! – wrzasnęła i pobiegła w stronę zamku, zostawiając
rozchodzące się towarzystwo same.
#
– Jak w ogóle mogłam
pomyśleć, że on się zmienił, jak mogłam chcieć… UGH! – Lily chodziła po
dormitorium w tę i z powrotem, kiedy Dorcas malowała paznokcie, Mary czytała
jakieś pismo dla czarodziejek, a Emmelina pisała list do rodziców.
– Wiesz co, nie powinnaś
się tak przejmować. Olej ich! – powiedziała blondynka. – Jesteśmy w Hogwarcie!
Powinniśmy się z tego cieszyć, a nie martwić się bójkami.
– Czemu nie pójdziemy do
pokoju wspólnego? Nie chce mi się tutaj siedzieć… – zaczęła panna Vance.
– Dobry pomysł! Lily,
weź z łaski swojej i wysusz mi paznokcie. Podoba wam się ten czerwony odcień?
W
pokoju wspólnym siedziało jedynie kilka osób, z powodu właśnie trwającej
kolacji, na którą dziewczyny się nie udały – wciąż miały zapasy jedzenia i
słodyczy po ostatniej wycieczce do kuchni i nie czuły głodu.
Evans leżała
rozwalona na kanapie i plotła warkocze Emmelinie, która siedziała na puszystym
dywanie. Dorcas również siedziała na ziemi i zajmowała się paznokciami
przyjaciółki. Wszystkie trzy rozmawiały o zbliżającym się wyjściu do Hogsmeade.
Mary natomiast ulotniła się do swojego nowego chłopaka, a McKinnon gdzieś
wyparowała.
Nawet nie
zauważyły, kiedy do pomieszczenia weszli wracający z kolacji Huncwoci, którzy
zanosili się śmiechem. Oczywiście udali się w stronę dziewczyn. Syriusz, który
był wielce niezadowolony z faktu, iż kanapa była zajęta uniósł nogi Lily i
usiasł sobie, nie zrażając się jej protestem.
– DOBRY WIECZÓR,
MOJE PANIE! – krzyknął na cały głos. Remus zatkał uszy i usiadł w fotelu, a
Peter zajął drugi. A James… James się wahał między ucieczką do dormitorium, z
dala od Evans, a byciem blisko niej. Postanowił jednak usiąść na podłodze i
zaczął wpatrywać się uparcie w kominek. Byle by na nią nie patrzeć!
–
BLACK! Nie drzyj się tak z łaski swojej. – powiedziała Lily i ułożyła nogi na
jego kolanach. Nie miała zamiaru ruszać się z kanapy, choćby i za cenę
znoszenia jego obecności.
– Ała! Lily,
za mocno ciągniesz – zaprotestowała Emmelina ze skrzywionym wyrazem twarzy.
– Sorki.
Rozmowa
chwilowo ucichła, a każdy zajął się swoimi sprawami.
Co nie
umknęło uwadze Łapy, jakiś uczeń bezczelnie gapił się na Dorcas i szczerzył
zęby, a ona to jeszcze ODWZAJEMNIAŁA! Sytuacja ta trwała już dobre kilka minut,
więc i Lily, jak podczas oglądania meczu ping ponga, przenosiła wzrok to na
Dorcas, to na Syriusza. Sam chłopak w tym momencie czuł coś, co nazywa się
potocznie zazdrością, ale nie, nie, nie, nie, nie! Do tego przyznać się nie
mógł. Postanowił więc odwrócić uwagę dziewczyny, od tego… chłopaka,
który tak niesamowicie go wkurzał swoją obecnością.
W
jednej sekundzie pod pretekstem zajęcia kanapy położył się na Lily i zepchnął
ją z łóżka. Dziewczyna z łoskotem wpadła na Emmelinę, a Vance wylądowała na
Dorcas, która szukając deski ratunku złapała Pottera i pociągnęła go w dół.
Sprawca zdarzenia, zaczął zanosić się śmiechem. Stanął na siedzeniu i rzucił
się na przyjaciół.
– Robimy
naleśnika! Kto się dołącza?! – krzyknął.
Jedynym
odzewem był zachwyt jego fanek, które postanowiły do niego dołączyć, lecz nie
zdążyły, gdyż podnoszący się Potter zaburzył równowagę Syriusza. Lily wstała
cała czerwona i zaczęła rozmasowywać sobie nadgarstki. Jej mina wyrażała
wściekłość, ale nie taką, jaką emanowała Dorcas, której krzyk zagłuszył
wszystko inne:
–
BLACK! – Meadowes zaczęła zbliżać się do chłopaka z nieodgadnionym (chłopak
powiedziałby, że szatańskim!) wyrazem twarzy. W pierwszym odruchu chciał ją
przytulić, ale instynkt przetrwania wziął górę, więc Syriusz wziął nogi za pas
i postanowił uciekać przed dziewczyną w koło pokoju wspólnego.
Wszyscy
oglądali ich poczynania ze śmiechem.
–
Pasują do siebie, prawda? – Remus Lupin poczuł, jak bok jego fotela ugina się
pod ciężarem rudowłosej. Posłał jej zmęczony uśmiech.
–
Jeszcze o tym nie wiedzą – stwierdził, a Lily pokiwała głową.
–
Są dumni i uparci – potwierdziła.
Lunatyk
wybuchnął śmiechem, co nie uszło uwadze Jamesa, który wpatrywał się w nich z
ciekawością.
– Tak samo jak ty i
Rogacz – powiedział Lunio konspiracyjnym szeptem. – Wy też do siebie pasujecie.
– Przesadzasz – Evans
zaczęła się histerycznie śmiać, czego efektem było zakrztuszenie się własną
śliną. Chłopak poklepał ją opiekuńczo po ramieniu. Dziewczyna ogarnęła się i z
miną wyrażającą smutek, zapytała: – Tak uważasz? Dobra, chodzi o to, że ja… Ja
powinnam go przeprosić, prawda? Do tego pijesz?
Jej rozmówca wzruszył
ramionami.
– Ty sama powinnaś
wiedzieć, czego chcesz… A jeśli pragniesz zgody z Rogaczem, już nie mówiąc o
wszystkim innym, to tak, powinnaś to zrobić.
– Ale to niczego nie
zmieni… – powiedziała cicho.
– Wszystko się zmienia.
– Uśmiechnął się szeroko.
– Wiesz, Remus, dziękuję
ci – Evans objęła go przyjacielsko, po czym uśmiechnęła się do Jamesa, który
zamrugał zaskoczony i usiadła z powrotem na kanapie.
Lupin westchnął i wrócił
do swojej gazety, wciąż z wygięty lekko do góry kącikami ust. Przecież wszystko
było, jakby na to obiektywnie spojrzeć, bardzo proste! Tylko jego przyjaciele
byli zbyt dumni, uparci czy pewni siebie, żeby wyciągnąć rękę na zgodę, czy
powiedzieć, co czują. Musiał to przyznać, sam też nie potrafił się otworzyć
przed jakąś dziewczyną. Tylko, że on, w przeciwieństwie do np. Syriusza, był
skreślony na starcie przez jego futerkowy problem. Remus zamiast
pozwalając sobie na odrobinę szaleństwa, musiał trzymać uczucia uwięzione na
łańcuchu. Chodził czasem na pojedyncze randki, ale nie mógł się przywiązać do
żadnej poznanej dziewczyny. W końcu zaczęłaby pytać o jego comiesięczne
wyjazdy. Co miałby jej powiedzieć? Prawdę? Żeby uciekła z krzykiem, nazywając
go potworem, którym zresztą był? Wolał się nie przekonywać na własnej skórze
jak to jest cierpieć z powodu miłości. Spojrzał na Petera, który w skupieniu
żuł swoją kanapkę. Jego przyjaciele. Tylko oni się nie odwrócili od
niego, Remusa Lupina, wilkołaka, który raz na miesiąc zamieniał się w
krwiożerczą bestię. Przeniósł wzrok na Lily rozmawiającą wesoło z Emmeliną. One
o niczym nie wiedziały. Skąd mógł wiedzieć, czy nie odwrócą się od niego, kiedy
tylko się dowiedzą? Nie mogły się dowiedzieć. Lunatyk za dużo już w życiu
stracił przez swoją przypadłość, żeby miał jeszcze znosić pełne wyrzutu czy
obrzydzenia spojrzenia. Księżyc powoli zamieniał się w piłkę. Za parę dni
czekała go kolejna pełnia. Kolejny wyjazd do chorej mamy. Na ramieniu
poczuł rękę Jamesa, który jakby czytając mu w myślach, powiedział
najpowszechniejsze kłamstwo na świecie: Wszystko będzie dobrze. Chciał,
żeby tak właśnie było.
Jego rozmyślania
przerwał krzyk Syriusza, który potknąwszy się o nogę krzesła upadł na podłogę,
a Dorcas zaraz za nim.
– No, no! – oświadczył
Black, zadowolony z pozycji w jakiej się znajdował. – Nie wiedziałem, że
aż tak na mnie lecisz.
PLASK.
Pokój wspólny zatrząsł
się od śmiechu ponownie. Meadowes wstała i pociągnęła dziewczyny za sobą do
dormitorium.
Łapa złapał się za
piekący policzek.
– Jest już moja –
oświadczył dobitnie i usiadł koło Pottera.
– Akurat – prychnął
Peter. Huncwoci zaśmiali się.
BETOWAŁA: P.
Mamy trzeci rozdział. Jak obiecałam - jest Remus, może nie tyle, ile oczekiwaliście, ale jestem całkiem zadowolona z fragmentu z jego udziałem. Stopniowo będę zwiększać jego dawkę. Pierwszy tydzień szkoły tak mnie zmęczył, że czuję się jakbym chodziła nie tydzień, a kilka miesięcy. Przez ten weekend głównie spałam, a przez Pannę Wenę (a raczej to, że poszła zaszaleć na miasto) nie byłam w stanie napisać nawet słowa. Czekam, aż ta blokada mi minie i biorę się ostro do pracy.
Buziaki!